Zwierciadlany popiół

           Czerń oblewała cały pokój roztaczając przed jej oczyma głęboką pustkę, w którą wpatrywała się z nadzieją. Może w końcu pojawi się w niej długo wyczekiwana błogość? Otulał ją mrok, zimnymi ramionami trzymał ją w pasie, kładł głowę na ramieniu. Co jakiś czas wodził dłonią po jej policzku by sprawdzić czy jeszcze płacze, czy może już zasnęła, mdlejąc pod naporem myśli. Jednak jej powieki bały się przysłonić opuchnięte oczy. Wiedziała, że gdy zmruży je chociażby na chwilę wszystko zacznie dziać się o nowa.

„Kroki? Tak myślę. Coraz wyraźniejsze. Kroki. Znajome? Tak myślę. Żwawe, nie ciężkie. Znajome? Teraz już wiem. Ich się nie boję. Weszła do pokoju. Powie dwa zdania. Włączy światło. Tylko, że ja go tutaj nie chcę. Powie, że nie rozumie. Tylko, że ja jej tutaj nie chcę.”

- A ty znowu po ciemku. Ruszyłabyś się czasami. - Powiedziała, włączyła.

Odejdzie?
- Nie mam pojęcia o co w ogóle Ci chodzi.

„Wiedziałam. Odeszła. A była przy mnie kiedykolwiek?”

Zimne białe światło zaczęło wyprowadzać z rzeczy cienie, które zdawały się podchodzić coraz bliżej, wyciągać zachłannie ręce.

„NIE.”
Pulsujący ból pojawił się w głowie i rozpoczął swój marsz schodząc w dół po kręgosłupie. Ogarniał i brał, mimo brzmiącego głuchym echem w jej uszach bezradnego, cichego:
„nie...”


Wstała, chodź głowa podpowiadała pokładać się jej na boki. Przekonywała, by znów zaszyć się w ciemności. Przecież bezpieczniej jest znów przytulić do siebie mrok, pozwolić mu ukryć widok nędzy rysującej się przed nią. Ona jednak wstała i na drżących nogach podeszła do mnie. Bałam się tego spotkania, bo co miałyśmy jeszcze sobie do powiedzenia? Coś kradło nam słowa gdy tylko próbowałyśmy otworzyć usta, podczas gdy obie cały czas z utęsknieniem wspominałyśmy ten moment kiedy ostatnio miałyśmy tyle odwagi, by spojrzeć sobie w oczy. „Byłam tu. Kładłam się razem z Tobą, czułam twoje cierpienie i odwracałam wzrok dopiero, gdy ty go ode mnie odwróciłaś”- chciałam wyszeptać lecz tym razem to ona trzymała moje wargi kurczowo zaciśnięte, wykrzywiała moją twarz w rozmaite grymasy, szarpała paznokciami moją skórę na rękach. Panicznie szukała się w moim wychudzonym ciele, moich podkrążonych siną barwą oczach i jęczących się ranach. Koś mnie od ciebie zabrał. Przepraszam, że nie potrafimy dostrzec się w sobie. Może lepiej udusić się mrokiem zanim rozbijemy się wzajemnie w zwierciadlany
popiół?





*Powyższy test jest moją własnością. Każdej kopiarce przypominam o prawie autorskim, które chroni wartość intelektualną twórców. W razie chęci wykorzystania go w dowolny sposób proszę o kontakt mailowy. 


Komentarze